Malezja 2013

Malezja 2013

Malezja 2013

Powrót z Malezji pod koniec marca 2012 roku nie należał co prawda do najmilszych - podczas transferu na lotniskach mój bagaż wyciął mi numer i nie doleciał wraz ze mną do Polski a tym samym skazał mnie na powrót z Warszawy do Łodzi pociągiem w krótkich spodenkach i tshircie, przy temperaturze niespełna 10 C.

Mimo wszystko, pamięć minionych wydarzeń, przygód na początku 2012 roku, zadecydowała o tym, że z pewnością polecę do Malezji raz jeszcze, w możliwie najbliższym czasie.

Moja piękniejsza połówka, rozmarzona wizją Malezji o jakiej jej opowiedziałem, była bardzo za tym abyśmy czym prędzej poszukali biletów i tym razem, polecieli tam razem.

Z początku miałem mieszane uczucia... Podróż bez zarezerowanego hotelu ? Bez plaży i drinków ? A w zamian za to z narzekającą i nieprzywykłą do dość specyficznych warunków dziewczyną ? Pomyślałem sobie, spróbujemy. Wyzwanie w wyzwaniu.

Bilety kupiliśmy, wylot z początkiem 2013 roku, pobyt o długości jednego miesiaca.
 

Tak jak mojej lubej buziuchna się nie zamyka najczęściej od rana do późnej nocy, tak po przyjeździe... w tłumie Azjatów, turystów z całego świata, wszechobecnym harmiderze - cisza. Piękniejsza połówka doszła wreszcie do wniosku że nie ma nic do powiedzenia :) Trzeba przyznać, że ta pewność siebie, o której tyle słyszałem z początku, uleciała z niej w mgnieniu oka i tak w sumie już zostało do końca pobytu :)

Wracając do meritum sprawy ...
Zaczęliśmy od krótkiego zwiedzania Kuala Lumpur.
Dla mnie miasto jak miasto. Tłok, brud, smród, meliny a w tych bogatszych dzielnicach przepych. Czyli jak na całym świecie.
Zaliczyliśmy hinduską świątynię w jaskiniach Batu.
Trafiliśmy akurat z czasem tak, że zakończono tam wówczas obchodzenie jakiegoś święta hinduskiego. Musze przyznać, że z chęcią bym wysłał na takie "obchody" nie jedną miłośniczkę mieszkańców i kultury Indii... Zapach jezeli możńa to tak nazwać, masa śmieci jaką nie powstydziłoby się nie jedno wysypisko, tuziny biegających wszędzie kurczaków... Tak, to daje do myślenia na temat tego kto jest cywilizowany :)

Oczywiście miłości mojego życia była delikatnie mówiąc lekko skonfudowana.

Przyszedł czas na to abym oddał się mojemu ulubionemu zajęciu - wcale nie chodzi o picie piwa i kamuflowanie, raczej mam na myśli spacerki po dżungli i szukanie robaczków.

Udaliśmy się w tereny już mi znane z poprzedniego wyjazdu.
Niestety, tym razem pogoda była mniej chojna i nie obdarowała nas takim słońcem na jakie liczyłem. Pominę już tutaj komentarze pewnej kobiety w tej materii.

Po nie długim czasie, dołączył do nas mój kolega z Wielkiej Brytanii. Na prawdę zabawny koleś, z którym spędziliśmy czas na włóczeniu się po lesie w nocy.

Tak  na przyszłość, dżungla w nocy to nie to samo co dżungla w dzień. Tu pajączek, tu skolopendra, tutaj jakaś przerośnięta żaba, a tam jakieś oczy patrzą na Ciebie z drzewa... Pisk , wrzask i tupanie nogą - to było uwieńczenie któregoś z rzędu spaceru. Domśylcie się sami kto musiał aż tak się cieszyć z kolejnego wypadu do lasu.

Po tym jak wreszcie mi się znudziło szukanie robali w górach, przyszedł czas na ... to co kobiety lubią najbardziej.
Plażowanie. Kąpiele słoneczne. Sączenie zimnych napojów na plaży oraz przede wszystkim ... błogie lenistwo.

Tutaj chyba trafiłem w sedno. Ta część jak i sama wyspa Pangkor na ktorej spędziliśmy kilka dni okazała się na prawdę dobrym pomysłem.
Ceny na wyspie okazały się niezbyt wygórowane, a delikatna "nadpłata" była zdecydowanie rekompensowana w postaci gorącej wody, idealnego do opalania słoneczka oraz dzięki przyjaznemu nastawieniu mieszkańców wyspy... głównie małp i tukanów przy czym Ci pierwsi mieli skłonność do zakradania się do pokojów i zabierania czego ich tam  małpia dusza zapragnęła.

Tym razem modliszkowe zbiory nie były tak obfite w liczbę gatunków jak poprzednim razem, niemniej jednak udało się po raz kolejny zdobyć ciekawy gatunek jakim jest Toxodera a także po raz pierwszy - Parablepharis.

  

Po powrocie z gór, spędziliśmy ostatni dzień w stolicy gdzie za sprawą bardzo, bardzo skąpej kobiety i jej klimatyzacji w pokoju nabawiliśmy się przeziębienia. Nie pozostało już nam nic innego jak wrócić do domu.

Pomimo, że była to moja druga wizyta w Malezji, nadal odczuwam niedosyt i jestem zdecydowany w najbliższym czasie zawitać po raz kolejny do tego kraju.

Related Posts:

Zostaw Odpowiedź

wszystkie pola wymagane

Blog Search

Blog Categories

Latest Comments

Popular Articles

Tags Post