Panama 2017

Panama 2017

W 2016 roku zdecydowaliśmy się wraz z kolegą na wyjazd do Kolumbii
Dla mnie, był to pierwszy wyjazd i pierwsza próba pozyskania gatunków owadów zamieszkujących tamtą część globu. Wyszło jak wyszło i niestety poprzedni wyjazd
zakończył się fiaskiem. Natomiast wyjazd do Panamy, cóż, należy przyznać że rokowania były całkiem niezłe i faktycznie
poszło nam lepiej aniżeli w Kolumbii ale nadal... potraktujmy to jako nowe doświadczenie życiowe.

Przylotowi do Panamy na szczęście nie towarzyszyły żadne głupie sytuacje jakie to miały miejsce na samym wlocie do Kolumbii.
Można by rzec że wszystko odbyło się w miłej atmosferze tak to nazwijmy. Jednak, już od samego początku, widać na lotnisku w Panamie wpływ amerykańskiego $ i w efekcie
każdy turysta jest kategoryzowany i wrzucany do jednego worka : amerykański gringo.
Ceny amerykańskie i niezbyt przyjemne dla kogoś kto zazwyczaj miał styczność z krajami azjatyckimi.
Planowo, po przylocie chcieliśmy od razu wynająć auto ale pojawił się problem natury pieniężnej. Na portalach internetowych możemy widzieć zachęcające oferty pdt. 50-70 zł za dobę.
Bzdura. Zarówno na lotnisku jak i w samym Panama city ceny plasują się w przedziale 30-40 $ za dobę przy czym należy w większości przypadków być przygotowanym na podpisanie zgody na
ewentualne pokrycie kosztów z konta karty kredytowej. Bez samej karty też ani rusz, także wybierając się czy to do Panamy czy Costa Rica, warto mieć to na uwadze.
Do tego wszystkiego dochodzi ubezpieczenie... Ktoś w internecie pisał że wypożyczalnie same doliczają jakieś kwoty za wypożyczenie auta - osobiście się z tym nie spotkaliśmy. NIemniej jednak
ubezpieczenie na wszystko i od wszystkiego warto wykupić bo Panamczycy jeżdzą bez zachowania większej ostrożności a i drogi na niektórych odcinkach pozostawiają wiele do życzenia.
W Panama City trafiliśmy do hostelu przy Radiu Maryja ;) niedaleko głównego dworca autobusowego.
Mieliśmy szczęście i właścicielką hostelu okazała się bardzo miła i pomocna panamka, która na pewno zapamięta nasze libacje na długo... W pozytywnym znaczeniu rzecz jasna !
Właśnie dzięki pomocy właścicielki hostelu udało nam się zorganizować auto - powiedzmy sobie szczerze, wypożyczalnia była tak nieogarnięta że nie sprawdzili nic, żadnego depozytu też
nie musieliśmy zostawiać więc na dobrą sprawę można było auto zabrać i pojechać w cholerę.
Tam akurat nie pojechaliśmy ale zamiast tego wybraliśmy się na obszar Gamboa przy samym Kanale Panamskim.
Przejazd z Panama City do Gamboa to zaledwie godzina jazdy. Dżungla na miejscu na prawdę ładna i zdecydowanie inna aniżeli ta z którą miałem styczność w Malezji czy Tajlandii.
Sama Gamboa to po prawdzie wioska w której część ludności stanowili amerykańscy pracownicy zajmujący się obsługą kanału.
Na miejscu jest tylko jeden sklep, którego nawet nie udało nam się znaleźć, zaś część turystyczna zalicza się do tych do których nie wypada przyjeżdżać jako "backpacker"
Kwoty 120-150 $ za noc były jak dla nas zdecydowanie wygórowane więc zaplanowaliśmy nocne łowy a następnie krótki odpoczynek w aucie i ewentualnie powrót do Panama City dzień później.
Po 3 godzinach zaglądania pod każdy liść udało nam się znaleźć pierwszą modliszkę, gatunek z którym nie miałem styczności więc na dobrą sprawę nawet nie wiem
co znaleźliśmy. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie to, że przed samym zmrokiem podjechało do nas kilku przedstawicieli lokalnej młodzieży i co nam bardzo nie przypadło do gustu, dali nam do zrozumienia
że niekoniecznie jesteśmy tam mile widziani... Wyraz niezadowolenia podkreślał dość stanowczo młodzieniec mający broń i nie krępujący się w pokazaniu nam jej.
Zapakowaliśmy się do auta, pojechaliśmy na drugą stronę miasteczka żeby przeczekać i zobaczyć co się będzie działo wieczorem. Ku naszemu zdziwieniu - pojawiły się samochody które faktycznie
przejeżdżały koło nas po kilka razy. No ale nic, postanowiliśmy zaczekać do zmroku i wrócić do lasu dopiero jak się całkiem ściemni. Zapadł zmrok, ulice się wyludniły, wróciliśmy na nasze początkowe miejsce przy czym
postanowiliśmy zaparkować auto od innej strony. Zgasiliśmy światła i postanowiliśmy odczekać chociaż z pół godziny aby przypadkiem nie mieć jakiegoś spotkania z miejscowymi w środku lasu.
Mieliśmy ze sobą wszystko. Paszporty, pieniądze, sprzęt i to wypożyczone auto... Po niespełna 10 minutach siedzenia w aucie pojawiły się światła innego auta które podążało tą samą drogą co my kilka minut wcześniej.
Nie wiadomo jakby się skończyła nasza przygoda gdyby nie to że zaparkowaliśmy i zgasiliśmy auto dosłownie kilkadziesiąt metrów od miejsca które zajmowaliśmy wcześniej.
Decyzję podjęliśmy natychmiast i koło 23.00 zawróciliśmy do Panama City.

Kolejnym naszym celem była północna część Panamy. Wybrzeże karaibskie oraz miejscowość o nazwie Porto Belo
Do Porto Belo zdecydowaliśmy się podróżować autobusem. Przejazd teoretycznie zapowiadał się bez problemu, bynajmniej do momentu aż należało się przesiąść w miasteczku gdzie oczywiście nic
nie było oznakowane a autobusy jeździły wg. własnego rozkładu - czyli raz na dwie, trzy godziny. W skrócie - do miejsca docelowego dotarliśmy wieczorem. Gościnna brytyjka u której mieliśmy
zarezerwowany nocleg zapomniała nam powiedzieć że od głównej drogi gdzie nas wysadzili, będziemy musieli jeszcze przejść jakieś 3 km. Genialna sprawa, po całym dniu tułania się, na sam koniec wisienka na torcie i 3km będąc objuczonym bagażami. Coś pięknego po prostu.
Jedyne co należy przyznać to że ludzie mieszkający na wybrzeżu karaibskim jakkolwiek by im się wiodło, żyją w pięknym miejscu. Piękna roślinność, widoki zapierające dech w piersi, mnóstwo wszelakiego rodzaju zwierząt, no po prostu od razu wiadomo dlaczego Piraci z Karaibów a nie Piraci z Helu. Nic dziwnego że piratom tak bardzo tam się podobało.


Tutaj po raz pierwszy mieliśmy okazję faktycznie złapać kilka gatunków modliszek. Po pierwszej nocy poszukiwań znaleźliśmy co prawda tylko Stagamomantis, jedną Stagmatoptere oraz
dwie sztuki gatunku którego nie mogłem rozpoznać. Można powiedzieć że jeżeli chodzi o modliszki to nie za wiele natomiast pająków i ambylag... co niemiara.
Po zmroku, jak już było całkowicie ciemno, zaczynaliśmy od wejścia w głąb lasu i schodzenia brzegiem w dół rzeki. Pająki, skorpiony i ambylagi właściwie na każdym kroku.
Dla kolegi był to pierwszy raz i szczerze mówiąc, bez udziału wspomagaczy nie za bardzo chciał słuchać o schodzeniu w dół rzeki gdzie wokół egipskie ciemności i jakkolwiek by człowiek
nie stanął to jedynie miał szansę nadepnąć albo na skorpiona albo na pająka.
Polowanie przy rzece za którymś razem skończyło się na tym że pomyliliśmy bieg rzeki i wracając skręciliśmy nie tam gdzie potrzeba. Kolejny dreszczyk adrenaliny, troszkę paniki ale jakoś udało się wrócić.
Największą przyjemność mieliśmy w chwili kiedy udało nam się znaleźć pająka z rodziny Phoneturia, który był akurat w fazie tworzenia kokonu. Wytłumaczyłem koledze o co konkretnie chodzi
z tym pająkiem i od tamtego razu zejścia w dół rzeki przeszły do historii.... Bynajmniej w nocy.
Mieliśmy też miły epizod z patrolem policyjnym i wydziałem antynarkotykowym ale to już historia mniej związana z modliszkami. W skrócie mogę tylko powiedzieć, że potwierdza się moje przekonanie,
w Ameryce łacińskiej gringo to osoba która na pewno jest traktowana w sposób mało przyjacielski i którą można wydoić na każdy sposób ze wszystkich pieniędzy.

Przedostatniej nocy spędzonej na wybrzeżu karaibskim w końcu udalo nam się znaleźć to po co przyjechaliśmy a mianowicie Choreadodis
Piękna pokaźna modliszka ale jak na złość jedyne co nam wpadło w ręce to samiec. Także po wyprawie do Kolumbii gdzie niestety za wiele to ani nie widzieliśmy ani nie złapaliśmy,
tutaj w Panamie chociaż tyle dobrego że udało nam się znaleźć gatunek który obraliśmy za cel.

Pobyt na wybrzeżu karaibskim będziemy wspominać bardzo dobrze, może jedynie poza pokojem w którym przyszło nam spędzić kilka dni.
Wiatrak hałasujący niczym silnik samolotu, drewniana klapa zamiast okna i nieodłączni towarzysze zamieszkujący łóżka którzy uporczywie dawali się we znaki gryząc nas po nocach.
Znowu - coś pięknego.

Po odhaczeniu wybrzeża, przyszedł czas na góry. Można powiedzieć że zmiana klimatu o 180 stopni.
O tyle o ile naszej zmianie lokalizacji znowu towarzyszyły piękne widoki o tyle pogoda nie była taka łaskawa i niestety za każdym razem kiedy próbowaliśmy wyjść na "polowanie"
kończyło się to ulewą. Osobiście uważam że nie mógłbym tak żyć , dzień w dzień po kilka razy deszcz.

Ostatnie kilka dni spędziliśmy w okolicy jak i w samym Panama city.
W ostatnią noc udało nam się jeszcze nawet zebrać kilka co ciekawszych skorpionów, trafiła nam się nawet parka Tibii oraz kilka pająków z rodziny Deinopis.

Podsumowując, wyjazd w porównaniu z Kolumbią udany o wiele bardziej.
Panama zdecydowanie bezpieczniejsza ale nadal odczuwa się duży dyskomfort chodząc po ulicach co bardziej odosobnionych miejscowości.
W samym Panama city nie było aż takiej tragedii bo wiadomo - dużo turystów, ale znowu w Gamboa mieliśmy nieciekawą przygodę, na wybrzeżu - jeszcze jak bywaliśmy w miejscach
w których przebywali Europejczycy czy Amerykanie, Kanadyjczycy to było przyjemnie ale nie odczuwało się czegoś takiego w miejscach gdzie była tylko ludność lokalna.
Po prostu, w porównaniu do krajów azjatyckich jest wyraźna różnica w tym jak człowiek jest traktowany. Ta różnica jest jeszcze bardziej zauważalna jeżeli nie operujemy językiem hiszpańskim.
Nasz wyjazd bez znajomości języka to po prawdzie duża wtopa i niestety ale chyba nikt mnie nie przekona że jest inaczej.
Wszędzie gdzie udało nam się dojechać i co udało nam się załatwić wynikało właściwie z tego że mieliśmy szczęście natknąć się na kogoś kto mówi po angielsku.
Szczerze mówiąc, pewniej czułem się chodząc nocami po Nairobi w Kenii, czy w okolicach Mombasy. Na prawdę, Ameryka łacińska i wyjazd o charakterze "łowy" to takie trochę proszenie się
o kłopoty... Zwłaszcza jak ktoś ma tendencję do wpadania w takowe.
Jeszcze na koniec dwa słowa o kuchni i cenach. Pomijając to że w Panamie ceny na ulicy są na prawdę dość mocno przesadzone, to jakość oferowanego jedzenia i usług pozostawia wiele do życzenia.
W głównej mierze królują restauracje chińskie, meksykańskie oraz fast-foody. Tak po prawdzie, nic ciekawego. Ceny za nocleg w Panama City to średnio 15-20 $ w hostelach o powiedzmy sobie
backpackerskim standardzie. Więc jeżeli myślicie o wyjeździe budżetowym a jednocześnie chcecie liznąć trochę egzotyki - dajcie sobie spokój z Ameryką łacińską bo już trafiliśmy tutaj
na takich co pocztówki chcieli wysyłać z Panamy, robić burzę mózgów bo im pieniędzy zabrakło i zostali w kropce.
Amerykę na razie zostawiamy i kolejne poszukiwania robactwa skierujemy w inną część globu
Do następnego !

Ähnliche Artikel:

Zostaw Odpowiedź

wszystkie pola wymagane

Blog-Suche

Kategorien des Blogs

Die letzten Kommentare

Populäre Artikel

Die Anzahl der Tags im Post